Czy warto projektować tylko wnętrza mieszkalne? Refleksja z wnętrza branży.

Znasz to uczucie, kiedy kończysz projekt mieszkania, oddajesz ostatnie wizualizacje i przez chwilę czujesz satysfakcję — „zrobione”? Ale zaraz potem przychodzi coś jeszcze. Coś jak… niedosyt. Albo zmęczenie, które nie wynika z pracy, a raczej z poczucia, że kręcisz się w kółko.

Ja też tam byłam.

Wielu z nas zaczyna od wnętrz mieszkalnych. Naturalnie. Są dostępne, wszyscy potrzebują domu, każdy ma jakiegoś znajomego „do ogarnięcia salonu”, a klient prywatny często wydaje się bardziej osiągalny niż inwestor z sektora usługowego. Ale im dalej w las, tym częściej pojawia się pytanie:

Czy to naprawdę ma sens?

Projektując kolejne „nowoczesne, ale przytulne” mieszkania, z lamelami w tle i kuchnią otwartą na salon, zauważyłam, że każdy projekt zaczyna być do siebie podobny. Nie przez brak kreatywności. Przez ograniczenia.

Budżet, układ, brak możliwości zmian konstrukcyjnych. I klient — często miły, ale nieprzygotowany, z oczekiwaniami z Pinteresta i budżetem z OLX. Chcesz dać z siebie 100%, ale wiesz, że skończy się kompromisem. Kolejnym.

Zaczęłam rozmawiać z innymi projektantkami i projektantami. I okazało się, że wielu z nas czuje podobnie. Przepracowanie. Frustrację. Ciągłe poprawki. Brak szacunku do naszej pracy („a może pani to po prostu tak narysuje na szybko?”). I lęk, że jeśli nie złapiemy kolejnego projektu mieszkania, to nie będzie na ZUS.

Nie chcę demonizować wnętrz mieszkalnych. Można w nich stworzyć cuda. To często miejsce największych emocji. Ale… jeśli projektujemy tylko to, bez żadnej specjalizacji, bez planu B, to wchodzimy w zawód, który nie daje nam przestrzeni na rozwój. Ani finansowy, ani twórczy.

Bo w Polsce zawód architekta wnętrz — choć piękny — jest niedoceniany. Szczególnie, gdy robisz „tylko mieszkania”. To brutalna prawda, którą wielu z nas wypowiada po cichu, po godzinach.

Co się dzieje, gdy zaczynasz się specjalizować?

Zaczynasz być postrzegana jako ekspert. Klienci traktują Cię poważniej. Budujesz ofertę, która ma wartość większą niż tylko „projekt wnętrz”. I nagle okazuje się, że mniej znaczy więcej — mniej klientów, więcej jakości, lepsze stawki, większy szacunek.

Może czas pomyśleć, co chcesz projektować przez najbliższe 5 lat? Czy chcesz nadal robić kuchnie i łazienki w 60-metrowych mieszkaniach, czy może wolisz zostawić po sobie coś większego? Coś, co rozwiązuje problemy, poprawia jakość życia i tworzy nowy standard? Coś, co pozwala wykazać się wiedzą i talentem?

Ja wybrałam projektowanie wnętrz medycznych. To nie jest droga dla każdego. Ale to droga, która dała mi oddech. Przestrzeń. I cel.

A Ty? Co wybierasz?

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!